niedziela, 15 czerwca 2014

Rozdział 5

Rozdział 5 (Kawałek rozdziału) 


VEE

O 8 : 10 w pośpiechu wyskoczyłam z pokoju i zbiegłam po spróchniałych i gdzie nie gdzie szczerbatych schodach, to starych, że aż dziwie się że jeszcze się nie zapadły. Wypadłam na zewnątrz i od razu uderzyło we mnie zimne powietrze. Miałam mało czasu, a tak dużo drogi do pokonania. Jestem już spóźniona, ale jest mała szansa, że nauczyciel jeszcze nie przyszedł do klasy. Ruszyłam biegiem w stronę uczelni modląc się w duchu, aby mi się upiekło.  W połowie drogi , w samym centrum miasto spostrzegłam coś dziwnego. Zwolniłam kroku i uważnie przyjrzałam się temu. Przy jednym z opuszczonych budynków stał dość wysoki chłopak. Był odwrócony do mnie tyłem, ale nie mogłam odgonić od siebie uczucia, że skądś go kojarze. Wtem chłopak się odwrócił i już wiedziałam kto TO jest. Niall spojrzał na mnie i uśmiechnął się,  a ja speszona opuściłam wzrok. Podniosłam głowę, przypominając sobie, że jestem już spóźniona  i  chciałam już kontynuować swoją 'wędrówkę' kiedy KTOŚ stanął przede mną. Jak on się tu tak szybko znalazł?!
- Gdzie tak pędzisz? - Niall spojrzał na mnie z góry.
- A gdzie mogę tak pędzić o 8 : 10 w środku tygodnia? - rzuciłam sarkastycznie.
- No nie wiem, może do Kościoła?
-  Ugh...po prostu zejdź mi z drogi.
- A co jak nie posłucham? - zapytał ironicznie
- To będę zmuszona krzyczeć, kopać i gryźć. - odpowiedziałam próbując go wyminąć. Jednak chłopak ponownie zastąpił mi drogę.
- Czego chcesz? - zapytałam w końcu sfrustrowana jego zachowaniem.
- Zaprosić cię na koktajl.
- Coś kiepsko ci idzie. - skwitowałam.
- To może pójdziemy na kompromis, ty po szkole pójdziesz ze mną na koktajl, a ja cię przepuszczę. - uśmiechnął się do mnie. Jak ja go nienawidzę!
- Nie, mowy nie ma! Nigdzie z tobą nie pójdę!
- No to sobie postoimy.
Spojrzałam się na zegarek na jego dłoni. 8 : 16. Za 4 minuty zaczyna się lekcja, a jak się spóźnie to będę miała prawdopodobnie obniżoną ocenę.
- Eh...zgoda, tylko mnie przepuść!
- Proszę bardzo. - uśmiechnął się do mnie.
Już go ominęłam, gdy on chwycił mnie za nadgarstek odwrócił do siebie i pocałował. Byłam zbyt oszołomiona i zdziwiona, żeby dać mu w twarz.
- Widzimy się wieczorem. - wyszeptał mi do ucha.
Dopiero teraz oprzytomniałam. Już się zamachnęłam, ale on po prostu znikł. Rozejrzałam się dookoła, ale nigdzie go nie było.

___________________________
...
Przepraszam was! Jestem okropna. Nie dodawałam już rozdziału chyba z miesiąc, jak nie dłużej.
Ten rozdział (o ile można go nazwać rozdziałem) jest takim hm...pocieszeniem, zapoznaniem z rozdziałem 5 ? Nwm jak to określić. Jest strasznie krótki i ogólnie niedorobiony, ale lepszy rydz niż nic :)
Teraz się zmobilizowałam i postanowiłam częściej dodawać i więcej...
Mam nadzieję, że ktoś jeszcze to czyta ;x

czwartek, 1 maja 2014

Rozdział 4

Ciężka noc

London, Anglia, Współcześnie
Jade

Tej nocy miałam dziwny sen. Stałam na szczycie pagórka porośniętego czarną trawą. Niebo było granatowe, a księżyc świecił przygaszonym blaskiem. Zaniepokojona rozejrzałam się i dostrzegłam w dolinie jakś obóz. Postanowiłam się tam przejść, może powiedzą mi co mam robić. Gdy dotarłam na miejsce, dostrzegłam jakie było ono piękne. Choć była noc, widziałam bujną zieloną trawę, wysokie drzewa, małe jeziorko i zachwycające budowle. Czułam się tak, jakbym znalazła się w innym świecie. Przede mną stały dwie kolumny, przez które wkraczało się do miasta. Chwiejnym krokiem przekroczyłam ich próg. Na polanie stało mnóstwo domków, każdy inny. Jeden z nich był cały biały z wyrytymi w ścianie obrazkami, inny zielony porośnięty różnymi roślinami, a jeszcze inny był cały czarny z niebieskimi płomykami nad drzwiami. Cały ten widok był przepiękny. Przeszłam ścieżką i dostrzegłam małą dziewczynkę siedzącą przy ognisku. Podeszłam do niej i przysiadłam się. Dziewczynka zdawała się mnie nie zauważyć, więc postanowiłam się przywitać.
- Cześć..
Dziecko nadal siedziało niewzruszone, jakby mnie tam nie było.
No super, teraz wszyscy mnie ignorują.
Zażenowana podrapałam się po głowie  i ponowiłam próbę rozmowy.
- Halo..?
Nic.
- Ej, żyjesz? 
Zero. 
Zdenerwowana chciałam szturchnąć ją, żeby się ocknęła, ale moja ręka przeniknęła przez jej ciało, jakby była hologramem. Krzyknęłam i złapałam się za rękę. Co jest?  
Przerażona spojrzałam na dziewczynkę, która odwróciła głowę i zmarszczyła brwi.
- Wydawało mi się, że....- nie skończyła bo ktoś jej przerwał.
- Zoe, co ty tu jeszcze robisz? Już, zmiataj do domku! 
Podniosłam głowę i ujrzałam wysokiego mężczyznę odzianego w zieloną obozową koszulkę.
- Przepraszam..- wymamrotała dziewczynka i wbiegła do 11 domku. 
Mężczyzna odprowadził ją wzrokiem i już chciał się zbierać kiedy przystanął i spojrzał na mnie.
- Coś tu jest nie tak. Czuję to.
Zamknął oczy i otworzył je z powrotem, tym razem zszokowany.
- Kim jesteś - prawie krzyknął spoglądając na mnie.
Poczułam mrowienie w kończynach i odruchowo spojrzałam na moje nogi. Zaczęły się rozmywać. Spojrzałam na tego faceta i niemo powiedziałam ' pomocy'. Sceneria się zmieniła, tym razem byłam w jakimś obskurnym domku, wszędzie walały się papierki, ściany były pokryte pleśnią, a meble kurzem i pajęczynami. Powoli rozejrzałam się po pomieszczeniu i zaskoczona usłyszałam czyjeś ciche łkanie. Kierowana ciekawością przeszłam do następnego pokoju, z którego dochodził płacz. Ujrzałam klęczącą kobietę z twarzą ukrytą w dłoniach. Nie wiedziałam co mam zrobić, ale nagle kobieta przemówiła załamującym się głosem.
- Błagam, oddaj mi ją. Obiecuję, że zrobię wszystko, tylko mi ją oddaj.
Po czym padła na podłogę zalewając się łzami. Chciałam coś powiedzieć, podbiec do niej i powiedzieć że wszystko będzie dobrze, ale nie mogłam. Czułam się tak, jakby ktoś przykleił mnie do podłogi. Usłyszałam ciche pukanie. Odruchowo odwróciłam głowę i sen się rozwiał, a ja siedziałam na swoim łóżku. Głowę miałam ociężałą, jakby ktoś w nocy przejechał mi po niej ciężarówką. Odwróciłam się w stronę drzwi i ujrzałam zatroskaną twarz mojego taty.
- Coś się stało? Słyszałem jak krzyczałaś przez sen. - powiedział i przysiadł na brzegu mojego łóżka.
- Nic się nie stało...po prostu miałam koszmar i tyle. - wymusiłam z siebie pokrzepiający uśmiech.
- Dobrze. - westchnął - Ale pamiętaj, jak masz jakiś problem to zawsze możesz do mnie przyjść, w końcu nadal jestem twoim tatą. - powiedział wstając. Uśmiechnął się do mnie i opuścił mój pokój.
Rzuciłam się na poduszę i odetchnęłam z ulgą. 
~*~
Gdy rano wstałam do szkoły nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że o czymś zapomniałam. Zdawało mi się, że ta kobieta i obóz były w pewnym sensie znajome. I to bolało najbardziej. Też macie czasem tak macie, że wydaje wam się, że coś już kiedyś widzieliście, ale nie możecie sobie przypomnieć gdzie i kiedy? Teraz właśnie się tak czułam i próbowałam za wszelką cenę sobie przypomnieć. Pierwszą mieliśmy lekcję historii, gdy weszłam do klasy wszyscy już tam byli. Skierowałam się w stronę mojej ławki i Vee, ale szybko przypomniałam sobie, że od niedawna siedzę razem z tym lokatym przypałem. Sprawnie usiadłam na swoim miejscu w ławce i poczekałam na rozpoczęcie lekcji. Historia nie jest wcale taka zła, jakby się mogło wydawać. Zabrzmiał dzwonek, a równo z nim do klasy wkroczyła pani Dodds. Jest całkiem okey, tylko czasem ma swoje 'wyskoki'.

- Dziś na lekcji będziemy omawiać mitologię starożytnej Grecji.
Lokaty mop spóźnia się, więc nic nie zaszkodzi posłuchać chociaż ten raz wykładu.
- (...) I to właśnie Gaja dała mu sierp i powiedziała: Hej, synu, zawołaj tutaj twojego ojca, a jak będzie zajęty rozmową ze mną, pochlastasz go na kawałeczki. W ten sposób zostaniesz władcą świata. Nie fajny pomysł? - powiedziała pani Dodds, na co trochę się zdziwiłam.
- Gaja? - powiedziałam i pokręciłam głową. - Czy to nie Matka Przyroda? Ona podobno ma kwiaty we włosach, ptaszki wokół niej śpiewają, a sarenki i króliki rąbią jej pranie.
- Mylisz ją z Królową Śnieżką - powiedział Harry na co prawie spadłam z krzesła.
 - Jezu! - krzyknęłam
- To tylko ja. - odparł spokojnie Harry - Ale już mi mówiono, że podobieństwo jest uderzające.
Miałam ochotę go udusić. Jak on to zrobił? Przecież przed chwilą go nie było, a teraz...Już nic nie rozumiem.
~*~
Lekcja się skończyła. Szybko wybiegłam z klasy i przeszukałam wzrokiem korytarz szukając Vee. Odwróciłam się żeby zobaczyć, czy nie ma jej gdzie indziej, ale ktoś na mnie wpadł.
- Jak lezie...O to ty. - powiedział uśmiechając się pod nosem.
-O, to ty. - powiedziałam bez entuzjazmu i większych emocji.
- Wybierasz się dokądś maleńka? - zapytał tarasując mi drogę ucieczki.
- Jak najdalej stąd. - odpowiedziałam próbując przejść.
- Zła odpowiedź.
- A jaka jest dobra?
- Powinnaś była powiedzieć : ' szukałam ciebie, panie. Jesteś najwspanialszym i najseksowniejszym chłopakiem jakiego spotkałam'
- Nie traktuj mnie z góry. - oburzyłam się
- Trudno byłoby mi traktować ciebie z dołu. Jesteś za niska.
- Yh, po prostu przejdź.
- to poproś - cmoknął w usta.
- Nie zamierzam cię o nic prosić. Nie chcesz przejść, to nie. - powiedziałam i kopnęłam go tam, gdzie kopać się nie powinno.
Chłopak złapał się za czułe miejsce i uklęk. Przychyliłam głowę do jego ucha i wyszeptałam :
- Lepiej ze mną nie zaczynaj chłopcze, bo to może sie źle dla ciebie skończyć.
Po czym po prostu odeszłam zostawiając go tam oszołomionego.
Postanowiłam kontynuować poszukiwania mojej przyjaciółki. Pomyślmy, gdzie Vee może teraz być? No tak! Czemu wcześniejszej na  to nie wpadłam, to oczywiste, że Vee znajdę w stołówce. Szybkim krokiem skierowałam się w stronę jadalni. Gdy tam już weszłam zobaczyłam brunetkę,  która jak zwykle nie mogła się zdecydować co ma wziąć do jedzenia. Prędko wzięłam swoją tackę i podeszłam do Veroniki.
- Czekoladowe czy waniliowe, oto jest pytanie. - mamrotała sobie pod nosem wybierając deser.
- Wzięłabym na twoim miejscy czekoladowe, bo waniliowe są podobno ohydne. - powiedziałam stając obok niej.
- Jade! - powiedziała przyjaciółka chcą mnie przytulić, ale jedzenie z jej tacki zaczęło się zsuwać, więc darowała sobie tę przyjemność.
- Ty też miałaś dzisiaj zryty dzień? - zapytałam nabierając sobie jedzenie na tackę.
- Jest aż tak źle? - zapytała się Vee.
- Mogłabym powiedzieć, ze gorzej. - westchnęłam.
- Wyluzuj, przecież to tylko idiota. - powiedziała to tak jakby chciała pocieszyć samą siebie.
- Wyluzować - powtórzyłam. - Jestem całkiem wyluzowana.
- Właśnie widzę. Dobra nieważne, choć. Eliot zajął nam miejsce. - mrugnęłam do mnie porozumiewawczo.
Eliot to nasz przyjaciel. Jest fajny, miły, pomocny. Może powiedzieć "cud chłopak". Wszystkie dziewczyny za nim szaleją. Kiedyś, jeszcze w gimnazjum co tydzień jakaś wyznawała mu miłość, ale on nie był tym zainteresowany. Więc wszystkie dziewczyny powiedziały sobie, że " Eliot należy do każdej dziewczyny". Zabawne, co nie? Przecież to on decyduje z kim chce być a z kim nie. No ale jak na Eliota to przystało, ma to wszystko głęboko w poważaniu. Właśnie dlatego go lubię, nie obchodzi go zdanie innych. Ma na wszystkich wyjebane i dobrze mu z tym.  Też chciałabym taka być, ale zbyt często rozmyślam nad tym co ludzie o mnie myślą. Według niektórych, gdy byłam w gimnazjum pobiłam 100 chłopaków, inni uważają, że jestem opętana przez szatana, a jeszcze inni, że jestem facetem.  Tak naprawdę to nikt nie wie kim jestem, tylko Vee coś o mnie wie. w szkole może i jestem wyluzowana i uśmiechnięta, ale to tylko pozory...
Najwspanialsi ludzie mają największego pecha.
_______________________
Hej, przepraszam, że musieliście tak długo czekać. Myślałam, że uda mi się wyrobić z tym rozdziałem prędzej. :/
Utknęłam w pewnym miejscu i nie wiedziałam  jak dalej to kontynuować, no ale jakoś wyszło ;>
Mam nadzieję, że się na mnie nie gniewacie ;3 

sobota, 12 kwietnia 2014

Rozdział 3

Nowy dział

London, Anglia, Współcześnie

Amy

Moja szkoła. To tu spędzam większą część swojego życia. Moja klasa jest najmłodsza w szkole. Ciężko za tym wszystkim nadążyć. Jeszcze niedawno wszyscy byliśmy mali i byliśmy szczęśliwi, ale te czasy minęły. Coś przepadło bezpowrotnie.

To Monica i jej elita. Nie jest tak głupia, na jaką pozuje, ale boi się, że ktoś może ją uznać za mądrą. To nie jest sexy. A przecież najważniejsze jest być atrakcyjną. To chłopaki decydują, która dziewczyna jest atrakcyjna. Kilka lat temu nie chciałyśmy mieć z nimi nic wspólnego. Za to opinia kujonów się nie liczy. Ja nie wiem kim jestem. Dla większości pewnie tylko powietrzem. Bycie mną jest nudne. Ale nie chcę być taka jak Monica i 'moniczkowate'. Udawać, że jest mi z tym fajnie. Jestem małomówna, prawie zapomniałam jak brzmi mój głos. W ciągu całego dnia mówię tylko 'cześć', 'dziękuję' i 'Pa'. I gdybym tego nie mówiła zapomnieliby, że istnieję. Ale mam bogate życie wewnętrzne. Chociaż nie, cofam to, życie wewnętrzne też mam nudne. Tak, to cała ja. Nudna, małomówna i pomiatana.
Wchodząc na korytarz po raz pierwszy, wyobrażam sobie, że wchodzę tam po raz ostatni. Niestety obliczyłam ile mi jeszcze zostało.. 1.385 dni.
Jakiś chłopak przechodząc uderzył mnie ramieniem i zatoczyłam się na ścianę.
Tylko 1.385 dni.
Pomyślałam, że moja dawna koleżanka z gimnazjum się ze mną przywita, ale ona jest maturzystką, a ja.....to ja. Więc kogo ja oszukuję?
Zabrzmiał dzwonek. Szybko udałam się na lekcję. Język Angielski z panią Dods.
- No dobrze, to kto odpowie na moje pytanie? Może..Amy? Zaszczycisz nas jakąś odpowiedzią? - zapytała z drwiną nauczycielka.
Klasa wybuchła śmiechem. Nawet nauczyciele się ze mnie nabijają. Gorzej już być nie mogło.
- Nie..? No cóż tak myślałam. - powiedziała i zwróciła się do reszty klasy.
- Widzicie? Macie świetny przykład jak się nie zachowywać. Wasza koleżanka Amy...
- Ona nie jest naszą koleżanką - przerwał Pani jakiś chłopak z tyłu.
- Nikt nie lubi tego dziwoląga. - powiedział ktoś inny.
Opuściłam głowę. Dlaczego zawsze mnie to spotyka? Ludzie do mnie się nie odzywają, chyba że chcą mnie obrazić. Dyskryminują mnie dlatego, że mam chorobę. Przecież to nie moja wina. Ja nigdy nie chciałam taka być.

Zabrzmiał dzwonek. Wzięłam torbę i szybko wybiegłam z sali. Nie chciałam już tu być. Wychodząc ze szkoły kątem oka zobaczyłam że ludzie śmieją się ze mnie i wytykają mnie palcami. Szybkim krokiem ruszyłam przez chodnik. Z całej siły powstrzymywałam łzy. Czułam jak zbierają się pod moimi powiekami a następnie formują się w małe kropelki wyznaczające mokre ścieżki na moich policzkach, po których podążają inne łzy. Otarłam twarz wierzchem dłoni i skręciłam w uliczkę, chodzę tędy na skróty. Pokonawszy całą odległość szybko poprawiłam wygląd i uśmiechnęłam się sztucznie wchodząc do domu. 
Przekraczając próg mieszkania ujrzałam Lux biegnącą do mnie z pluszakiem.
- Amy! - Krzyknęła wieszając mi się na szyi.
- Cześć słonko.  - powiedziałam biorąc ją na ręce.
- Tęskniłam za tobą! Nie zostawiaj mnie już samej. Tamten pan był niemiły. - powiedziała tuląc się do mnie.
- Dobrze...zaraz, jaki pan?! Lux mówiłam ci żebyś nikomu nie otwierała! - powiedziałam i przz moją głowę przemknęły najgorsze scenariusze.
- No ale...ten pan sam otworzył drzwi i..i pytał się gdzie jesteś. A, a ja powiedziałam że... mu-u, że cię nie ma, a on użył brzydkiego słowa i poszedł sobie. - odparła łamiącym się głosem
- Przepraszam - rzekła szeptem.
- Już  dobrze, nie płacz. Nic się nie stało. - przytuliłam Lux.
Dziewczynka cicho załkała i wtuliła się w moją koszulkę.
- No....to kto chce pójść na lody? - zapytałam podnosząc się z kanapy.
- Jaa! - krzyknęła dziewczynka ocierając dłońmi zapłakaną twarz.
Chwyciłam ją za rączkę i wyszłyśmy na zewnątrz.
~*~
Wraz z Lux wróciłyśmy do domu o 18. Ułożyłam dziewczynkę do spania, a sama poszłam do swojego pokoju. Kocham Lux. Pamiętam jak miała chrzciny i jak nauczyła się chodzić. Jej mama umarła, gdy Lux miała 2 lata. Nie wiem do końca jak umarła, ale podobno był to wypadek samochodowy. Pmiętam również jak 2- letnia Lux płakała i krzyczała, że chce do mamy. To było okropne. Musiałam patrzeć na nią i powiedzieć jej, że mama już nigdy nie wróci. Lux jest bardzo mądrym dzieckiem, nie mogłam ukrywać prawdy przed nią na długo.
Wślizgnęłam się pod kołdrę i wzięłam do ręki telefon. Zadzwoniłam do mojej mamy pracującej za granicą. Poprosiłam ją, żeby wypisała mnie ze szkoły. Opowiedziała mi o jakiejś innej szkole, ale ja już nie słuchałam.
Po weekendzie przeniesie mnie do innej szkoły. Dla niej to żaden problem, w końcu takie sprawy są u niej na porządku dziennym. Ciekawe jak tam będzie. Czy znowu będę dyskryminowana? Czy znajdę jakiś przyjaciół? Tego nie wiem, ale mam nadzieję, że jakoś się ułoży..
Zamknęłam powieki i po chwili odpłynęłam w objęcia morfeusza*...

3 metry pod ziemią

London, Anglia, Współcześnie

Vee

Wzięłam głęboki oddech i czekam. Mam nadzieję, że nie odbierze, wtedy będę miała dobrą wymówkę i może nie dostanę jedynki. Chłopak jednak odebrał po 2 sygnałach.
- Halo? - usłyszałam jego dźwięczny głos.
Nie mogłam nic z siebie wydusić. Tak bardzo chciałam się rozłączyć, wleźć pod kocyk i nie wychodzić stamtąd.
- Halo?? - ponowił chłopak.
- Cześć - powiedziałam szybko.
- O, Vee. Miałaś nie dzwonić. - prawie czułam ten jego triumfalny uśmiech.
- Tak, miałam nie dzwonić, ale muszę mieć z tego wypracowania przynajmniej 3. Więc...- nie dane mi było skończyć, bo Niall bezczelnie mi przerwał.
- Sorry mała, ale jestem dziś zajęty. - powiedział ochrypłym głosem.
- Coo? - tylko tyle mogłam z siebie wydusić.
- To co usłyszałaś...Chcesz coś jeszcze..? - zapytał. W oddali usłyszałam śmiechy i brzęki uderzanego o siebie szkła.
- Gdzie jesteś? - będę żałować tego całe życie.
- Oj, kochanie, nie spodoba ci się tu..- zamruczał. Tak łatwo to się nie poddam.
- No to zobaczymy. Najwyżej przyjdę tam i napiszę na miejscu wypracowanie.- dlaczego to w mojej głowie brzmiało lepiej?
- Eh...no dobra. Klub Firehouse. Przyśle ci adres sms-em. I tak wiem, że wymiękniesz. - powiedział drwiącym tonem i się rozłączył. Jeszcze zobaczymy. Po paru minutach dostałam sms-a z dokładnym adresem. Ugh...ten klub jest w dzielnicy na której ostatnio kogoś zamordowano. A może tak zrezygnuję? Przecież to tylko jedynka z biologii. Chociaż nie...teraz już nie chodzi już tylko o ocenę, ale o honor. Muszę się tam stawić, żeby pokazać mu, że stać mnie na takie wyzwania. Szybko przebrałam się w bardziej odpowiednie ciuchy. Czyli skórzana czarna kurtka, ciemne jeansy, rozpięta czerwona koszula i pod nią granatową bluzkę. Chyba nie jest źle. Założyłam do tego jeszcze moje ulubione czarne martensy i mogłam już iść.  Gdy wyszłam na zewnątrz w moją twarz uderzył zimny powiew wiatru. Zapowiada się ciekawa noc. Hm..będę to wspominała wnuką. - Jaką ja byłam kiedyś idiotką - powiem i wybuchnę śmiechem. - Dobrze, że te czasy już minęły - dodam rozbawiona. Naciągnęłam rękawy kurtki na ręce i ruszyłam chodnikiem. Czuję się tak, jakbym dobrowolnie szła na szaniec. Ot tak z własnej głupoty i pecha. Nie mogłam na przykład dostać jakiejś dziewczyny z wszami? Już ją bym wolała niż Nialla. Nie wiem po co się w to wpakowałam. Nie wiem, po co tam idę. Nie wiem, dlaczego Niall. Nie chcę wiedzieć, dlaczego on, bo coś czuję, że odpowiedź mnie nie uszczęśliwi.
~*~
Do klubu dotarłam po około 20 minutach. Stojąc przed nim zdałam sobie sprawę z tego, że mogę się jeszcze wycofać.
Ani mi się waż! 
Rozejrzałam się po okolicy spanikowanym wzrokiem. Nie było to na pewno bezpieczne miejsce. Na ścianach rozpadających się bloków widniały graffiti przedstawiające człowieka z bronią strzelającego do małych dzieci, wszędzie leżały worki śmieci, a w niektórych uliczkach widać było jakiś mężczyzn wykrzykujących wyzwiska i groźby. Dlaczego mnie to nie dziwi, że Horan tu spędza wolny czas. Jedna grupka mężczyzn spojrzała się na mnie pokazując palcami i śmiejąc się głośno. Czy aż taka jestem brzydka? Jeden z nich coś powiedział, rozległy się gwizdy i ruszył wolnym krokiem w moją stronę.
Horan, jak przeżyję to ci tak przypierdolę...
Chłopak spojrzał na mnie  i uśmiechnął się uwodzicielsko. Za co?
Wejście do klubu jest 200 metrów ode mnie. Jeszcze raz spojrzałam na zbliżającego się mężczyznę i szybko pobiegłam w stronę pabu.
~*~
- Chyba jaja sobie ze mnie robisz - rzucił bramkarz, zaplatając ręce na potężnej piersi. Spojrzał na mnie z góry i pokręcił ogoloną głową .
- Bez kolejki cię nie wpuszczę.
Mniej więcej pięćdziesiątka nastolatków stojąca przed Firehouse pochyliła się i nastawiła uszu. Na wejście do takiego klubu, zwłaszcza w piątek, długo się czekało, a w kolejce zwykle działo się niewiele. Ale ja nie miałam czasu  i musiałam się tam dostać jak najszybciej. - Musisz pójść na koniec kolejki, albo wynoś się stąd. - powiedział oburzonym tonem.
- Da mi pan 5 minut. Jak nie wrócę tu, to...zapłacę dwa razy tyle ile kosztuje wejściówka. - powiedziałam i zanim zdążył zareagować, szybko przeskoczyłam barierkę. Słyszałam za sobą oburzone krzyki, ale nie zwracałam na to uwagi. Już jest za późno. Biegłam przez klub z zawrotną prędkością wypatrując blondyna, ale nigdzie go nie było. Zbiegłam po schodach do niższego piętra i uderzył mnie zapach cygar i innych używek. Ustałam na moment, by się rozejrzeć i zauważyłam go. Palił cygaro i grał w bilard z jakąś grupką mężczyzn.
Pięknie.
Niepewnie podeszłam do stoliku i szturchnęłam Nialla. Powolnie się odwrócił i spojrzał na mnie rozbawiony. Zmarszczyłam brwi.
- Nie spodziewałem się, że przyjdziesz. - powiedział uśmiechając się zadziornie.
- Taa...to może wyjdziemy na zewnątrz i tam ci zadam kilka pytać, bo tu...- nie dane mi było skończyć bo blondyn mi przerwał.
- Nie potrzebnie. Możesz mi je zadać tutaj. - powiedział i wrócił do rozgrywki.
- Okey...to..- sięgnęłam po listę pytań przygotowanych przedtem i przeczytałam pierwszy podpunkt.
- Ulubiony kolor? - zapytałam się.
- Czarny.- powiedział chłopak, a ja szybko to zanotowałam.
-  Ej, blondas, ona będzie ci tak cały czas zadawać pytania? - rzucił jeden z tych osiłków.
- No...tak, a co macie z tym jakiś problem? - roześmiał się Niall.
- To oszustwo, tak nie da się grać. - Powiedział jeden i wszyscy odeszli od stolika.
– Psujesz rozgrywkę – rzekł Horan, nadal uśmiechnięty.
Napotkawszy jego wzrok, nie mogłam powstrzymać przelotnego uśmiechu.
– Oby na twoją niekorzyść. Największe marzenie? - Z tego pytania byłam bardzo dumna, bo wiedziałam, że zbije go z tropu. Wymagało przemyślenia.
– Żeby cię pocałować.
– Nie ma w tym nic śmiesznego – rzuciłam, wciąż wpatrzona w jego oczy, dziękując Bogu, że się nie zająknęłam.
– Owszem, ale się zarumieniłaś.
-Hmm....wracając do tematu, to jaki...
- Ej, patrzcie, to ona! - krzyknął ktoś za mną, a ja zesztywniałam.
O kurwa, w dupę węża.
Odwróciłam się i poczułam, że chciałabym się zapaść pod ziemie. Najlepiej na 3 metry.

_____________________________________

Już trzeci rozdział, co myślicie? Strasznie was przepraszam za to że nie dodawałam wcześniej postów. ;<
Spróbuję wam to jakoś wynagrodzić ;D
Jak myślicie, co się stanie? 

Przepraszam.

Strasznie was kochani przepraszam. Ostatnio mam dużo pracy i nauki ( dostałam wczoraj długą role do szkolnego przedstawienia, które będzie w poniedziałek -.-) ale rozdział dodam dziś wieczorem, ewentualnie w nocy, co chwila mi internet rozłączają ;-;....
Jeszcze raz was przepraszam miśki i biorę się do pracy ;*

sobota, 22 marca 2014

Rozdział 2

Coś tu śmierdzi

London, Anglia, Współcześnie
Jade
Gdy weszłam do sali biologicznej było mniej więcej 10 osób, z tego sami chłopcy. Usiadłam jak zwykle w ostatniej ławce i wyjęłam książki. Lubię przychodzić do klasy wcześniej, bo można sobie powtórzyć lekcje, albo w spokoju posiedzieć, z daleka od gwaru panującego na korytarzu. To była moja ostatnia lekcja. Vee zawsze na ostatniej - najdłuższej - przerwie miała 'terapie' u szkolnego psychologa, który uważa, że jak Vee będzie cały czas wspominała śmierć ojca to jej przejdzie. Dziwię się, że jeszcze go nie wywalili. Osobiście nic do niego nie mam, ale miesza w głowie Vee. A ja, jako jej najlepsza przyjaciółka muszę się o nią troszczyć itp. Rozmyślałam jeszcze tak parę minut, dopóki mojej uwagi nie przykuła pewna rzecz, a raczej ktoś. Chłopak z kręconymi włosami siedział w ostatniej ławce w pierwszym rzędzie. Przez pustą ławkę dokładnie go widziałam. Przyglądał mi się wywiercając we mnie dziurę. Szybko odwróciłam wzrok. Dziwne. Znam tu każdego. Może jakiś nowy? Ale w środku roku? Podejrzane...
Kątem oka dostrzegłam, że ktoś zmierza do mnie. Odwróciłam głowę i ujrzawszy Vee uśmiechnęłam się promiennie. Vee odwzajemniła uśmiech i przysiadła się. Już chciałam ją przywitać, gdy rozległ się dzwonek i do klasy wkroczył nauczyciel. Basso. Nienawidzę tego durnia. Uważa się za takie go specjalistę, że ,o popatrz masz nierówno postawione litery, jedynka. Gość nieźle działa mi na nerwy. Profesor zaczął swój wykład na temat 'rozmnażania' przy którym wszystkie tępe dzidy chichoczą i spoglądają dyskretnie na chłopaków przygryzając wargi. Zaraz zwymiotuję. Zero szacunku do siebie. Basso wziął do odpowiedzi
moją przyjaciółkę, która mogę się założyć, że nic nie wie.
- Nauka jest...wiedzą na jakiś temat. - odpowiedziała.
-Coś jeszcze? - zapytał się Basso.
Pochwyciłam spanikowane spojrzenie Vee. Nie dziwię się jej. Jej ocena semestralna z biologi waha się między 2 a 3.
-Nauka jest....dochodzeniem? - zapytała
- Otóż to. - Stary dureń zwrócił się do klasy
- Nauka jest jak najbardziej dochodzeniem. - rozejrzał się po klasie.
- Hmm....założę się, że bardzo dobrze znacie osoby ze swojej ławki? - powiedział bardziej do siebie,niż do nas.
Prychnęłam. Ja z Vee znamy się jak siostry, którymi formalnie jesteśmy. Co z tego, że się strasznie różnimy? Kocham ją. Nie wyobrażam sobie co by było, gdybym jej nie poznała. Pewnie byłabym teraz jakąś kujonką bojącą się odezwać, a co dopiero pójść na miasto. Taa...Vee stworzyła potwora.
-...wszyscy zamienią się miejscami. Przeprowadzicie dochodzenie i przyniesiecie mi referat o nowym koledze/koleżance z ławki. - Że jak? Ten facet, ma chyba nierówno pod sufitem! Chyba w drodze do szkoły coś/ktoś -nie zdziwiłabym się gdybym to była ja lunatykując- musiał mu mocno przyjebać.
- Co? Upadł pan na głowę? Nie może pan robić taki rzeczy! - krzyknęłam na jednym tchu.
- Oj, żebyś się jeszcze nie zdziwiła. A teraz...ten rząd od strony okna, lewa połowa przesiada się do ostatniego rzędu i....- Szczęka mi opadła. Jestem pewna, że wyglądam teraz jak wściekły orangutan, ale co się dziwić. Spakowałam swoje książki do plecaka, rzuciłam przepraszające spojrzenie Vee i ruszyłam do wyznaczonej ławki. Co za ironia, akurat będę siedziała z tym nienormalnym pseudo obserwatorem mopem. Gorzej już być nie mogło.
- Macie czas do jutra, aby napisać wypracowanie. Radziłbym wam się za to zabrać teraz! - oznajmił nauczyciel
A, nie, czekaj, jednak mogło.
- Jade - podałam rękę pudelku.

Aha. Ok. Aha. Oczywiście.
Bądź macho, graj niedostępnego, nie poddaj nikomu ręki, zignoruj.
Rzuciłam mu przenikliwe spojrzenie i jakimś sposobem wiedziałam, że ma na imię Harry Styles i dowiedziałam się co lubi robić. O Boże. A może to wampir, tak jak we Zmierzchu? Albo półbóg z Percy'ego Jacksona? A może jest jakimś deceptikonem? A może po prostu przeczytałam jego inicjały z naklejki na zaszycie i zobaczyłam rysunki przedstawiające znanych raperów? Tak, ta wersja brzmi najlepiej. Chłopak odgarnął włosy z twarzy ala modelka i spojrzał na mnie.
- Harry Styles - wychrypiał
Ah, tak? Nie koleś, tu się bawimy na moich zasadach.
- O Boże, ten Harry? - pisnęłam
- Słyszałaś o mnie? - jego głos pobrzmiewał dumą i...podnieceniem? Nie, ekscytacją.
- Nie. - powiedziałam bez entuzjazmu i odwróciłam wzrok. 1:1 .
- Co tak niemiła jesteś, misiaczku? - powiedział zachrypniętym głosem.
Prychnęłam.
- Misiaczka to sobie w dupę wsadź. - powiedziałam kończąc referat. Yeah, jestem bogiem, uświadom to sobie,sobie.
Chłopak chciał coś dodać, ale przerwał mu dzwonek. Jak oparzona wstałam z krzesła i szybkim krokiem wyszłam z sali. Po 5 minutach, dopadłam Vee, która gadała z jakimś blondynem.
- I co, kto Ci się trafił? - zapytałam entuzjastycznie.
- Szkoda gadać, a tobie? - odpowiedziała odwracają się ciągle do tyłu.
- Ech...taki jeden, który nie raczył się nawet odezwać! - powiedziałam oburzona
- Ale jednak dobra dupa - dodałam szeptem.
Po paru minutach wracałyśmy już ze szkoły szczęśliwe i beztroskie.
- Ej, Jade odprowadzisz mnie do domu? - zajęczała Vee
- Eee...nie mogę muszę jeszcze pomóc cioci w pracy. - odpowiedziałam.
- Okey..- powiedziała smętnie i pomachała mi na odchodne.
Do domu miałam niedaleko, jednak dziś idę do mojej cioci, pomóc jej w restauracji. Szybkim krokiem przeszłam przeszłam przez jezdnię i weszłam na chodnik.
~*~
Po niecałych 15 min. stałam już przed przeszklonymi drzwiami restauracji. Mocnym ruchem ręki pchnęłam je z głuchym łomotem i weszłam do środka. Od razu w moją twarz uderzył zapach pomidorów i pizzy.
Kocham to miejsce. Zza blatu wyłoniła się niewielka kobieta i uścisnęła mnie na powitanie.
- No, nareszcie. Mamy straszny ruch, leć szybko załóż fartuch i zbieraj zamówienia. - powiedziała z mocnym włoskim akcentem.
- Też cię kocham ciociu. - zaśmiałam się i poczłapałam na zaplecze odłożyć plecak i przebrać się. Po chwili weszłam na salę w nowym fartuszku  moim imieniem na plakietce. Szybko uporałam się z zamówieniami i już chciałam zrobić sobie 5 minutową przerwę, gdy usłyszałam głuchy łomot otwieranych drzwi.
może jeszcze jedną osobę obsłużę?
Z firmowym uśmiechem odwróciłam się w stronę drzwi i ku swojemu zaskoczeniu ujrzałam tam 5 chłopców, a wśród nich był mop z biologii. Tylko jego mi tu brakowało. Szybko ruszyłam w stronę baru, tak aby mnie nie zauważył i już chciałam przejść na zaplecze, gdy zatrzymała mnie ciocia.
- Eh, słonko, mogłabyś obsłużyć tych 5 chłopców? roszę cię skarbie, tylko oni i możesz już iść. - powiedziała zapracowana kobieta.
Chciałabym powiedzieć Ok, aha, oczywiście, już idę, ale nie mogę. Nie wydusiłam z siebie ani jednego słowa, tylko skinęłam głową i skierowałam się do stolika w koncie.
- Co podać? - zapytałam obojętnym tonem spoglądając w kartkę. Lokaty spojrzał w menu.
- Hm...Dla Nialla Spaghetti i...- teraz Harry spojrzał na mnie i uśmiechnął się chytrze.
- O Jade, ty tu pracujesz? - zapytał.
- Nie, podlewam kwiatki, nie widzisz? - syknęłam a mój głos przeciekał sarkazmem.
- Dobra, nie ważne, coś jeszcze? - zapytałam rysując bazgroły na kartce z notesu.
- Pizze, skarbię - puścił mi oczko. Ja zanotowałam i jak najszybciej oddaliłam się od tego lęgowiska.
Zabijcie to zanim złoży jaja. 
Podałam zamówienie kucharzowi, przebrałam się i chwyciłam plecak. Po drodze do wyjścia pożegnałam się z ciocią Helen i wyszłam. Od razu uderzyło we mnie zimne powietrze. Zaczynało się już ściemniać, a ja mam do domu 2 km. Tak strasznie nie chce mi się iść. Kątem oka zauważyłam przystanek autobusowy.
Nie, nie, N I E .
Skierowałam się w jego stronę i zapytałam się jakiejś babci o której będzie najbliższy autobus. Za 10 min. Nic mi się nie stanie, jak poczekam chwilkę. Przysiadłam sobie na ławeczce i czekałam.
~*~
Autobus przyjechał 15 min. później. Przepuściłam staruszkę i wczołgałam się za nią do wejścia. Gdy już usadowiłam się na środku wyciągnęłam słuchawki i wsunęłam je do uszu.
Po paru minutach jazdy poczułam na sobie czyiś intensywny wzrok. Odruchowo odwróciłam się do tyłu i nikogo nie ujrzałam. Nagle strasznie zaczęła mnie boleć głowa. To był ból nie do wytrzymania. Po chwili poczułam mocne szarpnięcie. Autobus wpadł w poślizg. Wszyscy krzyczeli. Coś wielkiego spadło na moją głowę i poczułam jak wypadam z siedzenia. Zaczęłam krzyczeć.

Ktoś mną szarpną. Ocknęłam się z wielkim bólem głowy. Leżałam na fotelu w autobusie, jadąc do domu. Ale przecież był wypadek. C O  S I Ę  T U T A J  W Y P R A W I A ?!
- Co się stało? zapytałam łapiąc się za obolałą głowę.
- Zaczęła pani krzyczeć i się szarpać. Choruje pani na padaczkę? - odparł jakiś brunet, podejrzliwie mi się przyglądając.
- Co..? O tak. Choruję na ciężki przypadek padaczki.. - powiedziałam, żeby nie wyjść na jeszcze większą idiotkę. Wiem, że to niemiłe naśmiewać się z ludzi mających to schorzenie, no ale tak jakoś wyszło...
Ale, nadal nie rozumiem co tutaj przed chwilą zaszło...
Może to był tylko dziwny sen?
Może to tylko moja wyobraźnia?
Może to tylko przewidzenia?
Może to tylko koszmar?
Coś czuje, że jednak się mylę...

___________________

Co myślicie miśki? Już 2 rozdział, chyba nie jest źle?
Błagam komentujcie <33
To dla mnie ważne.. ;x

Wasza Nie ogarnięta

piątek, 14 marca 2014

Rozdział 1

Nowi.

London, Anglia, Współcześnie
Vee
Weszłam do sali biologicznej i przeszukałam wzrokiem pomieszczenie w poszukiwaniu przyjaciółki. Jade siedziała w ostatniej ławce w ostatnim rzędzie, jak zwykle. Pewnym krokiem przeszłam przez salę i usiadłam obok niej. Jade  uśmiechnęła się do mnie promiennie i już chciała coś powiedzieć, ale akurat gdy otworzyła usta zadzwonił dzwonek. 
Pan Basso wszedł dziarskim krokiem do sali i powiedział :
- Pewnie nie mieści wam się w głowie, że seks to coś więcej niż piętnastominutowy pobyt na tylnym siedzeniu samochodu. Tymczasem jest on też nauką. No a czym jest nauka?
-Nudą - krzyknął jakiś chłopak z tyłu.
- Jedynym przedmiotem, który mi nie wychodzi. - odezwał się inny.
profesor przemkną wzrokiem po twarzach uczniów, zatrzymując się na mnie.
- Veronica? 
- Nauka jest...wiedzą na jakiś temat. - odpowiedziałam.
-Coś jeszcze? - zapytał się Basso.
Rozejrzałam się po klasie szukając jakiejś pomocy, ale nikt się nie odezwał. Przygryzłam wargę szukając jakiegoś synonimu.
-Nauka jest....dochodzeniem? - bardziej zapytałam, niż odpowiedziałam.
- Otóż to. - nauczyciel zwrócił się do klasy, dając mi niemy znak, że mogę sobie usiąść.
- Nauka jest jak najbardziej dochodzeniem. - rozejrzał się po klasie.
- Hmm....założę się, że bardzo dobrze znacie osoby ze swojej ławki? - powiedział bardziej do siebie,niż do nas.
Jade  prychnęła pod nosem. Nauczyciel nawet nie wiedział, jak bardzo dobrze się znamy i nie chodzi mi tylko o sekrety z pamiętnika, ale i o inne sprawy. Jade  i ja różnimy się od siebie i to bardzo. Jade ma proste ciemne włosy, nierówne, bo zawsze je obcina plastikowymi nożyczkami. Ma delikatne rysy twarzy i piękne długie zgrabne nogi. Ja zaś mam kręcone włosy, które żyją własnym życiem, krótkie nogi, duże piwne oczy i kilka kilo nadwagi. Mimo tych różnic jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami już od 4 lat. Gdy się pierwszy raz spotkałyśmy, czułam że w pewnym sensie jesteśmy dla siebie stworzone. Dałabym się za nią pociąć i jestem pewna, że ona również.
-...wszyscy zamienią się miejscami. Przeprowadzicie dochodzenie i przyniesiecie mi referat o nowym koledze/koleżance z ławki. - co? Chciałam się już odezwać, ale uprzedziła mnie Jade.
- Co? Upadł pan na głowę? Nie może pan robić taki rzeczy! - krzyknęła na jednym tchu.
- Oj, żebyś się jeszcze nie zdziwiła. A teraz...ten rząd od strony okna, lewa połowa przesiada się do ostatniego rzędu i....- już nie słuchałam Bosso'ego. Jak to? Mam już nie siedzieć z Jade? A jak mi się trafi jakiś debil? Kątem oka, dostrzegłam minę przyjaciółki i aż mi się zachciało śmiać. Spostrzegłam, że się pakuje i od razu mi przeszło. Brunetka rzuciła mi przelotne spojrzenie, uśmiechnęła się i już jej nie było. Odprowadziłam ją wzrokiem, do jej nowej ławki i zobaczyłam, że jakiś chłopak zbliża się do mnie. Dziwne, znam wszystkich z klasy, a jednak nie mogłam go z nikim skojarzyć.
"Pewnie jakiś nowy" - powiedział cichy głosik w mojej głowie.
Uczeń ubrany był w czarną skórzaną kurtkę, ciemne jeansy, szary podkoszulek i sportowe buty. Włosy miał blond, postawione na żel.
Chłopak odsunął sobie krzesło po mojej lewej i usiadł bez słowa.
- Jestem Vee - wyciągnęłam do niego dłoń. Zignorował mnie.
Pff nie to nie. 
Rzuciłam mu jeszcze jedno spojrzenie i odwróciłam wzrok. Za kogo on się uważa?
- Macie czas do jutra, aby napisać wypracowanie. Radziłbym wam się za to zabrać teraz! - oznajmił nauczyciel.
- Dobra mi też się to całe rozsiadanie nie podoba, ale może zaczął byś współpracować?! - zapytałam się półgłosem.
Chłopak rzucił mi rozbawione spojrzenie. O co mu chodzi?!
- Współpracował? - prychnął
Co za debil.
Przewrócił oczami i przysunął się troszkę do mnie. Pachniał papierosami i czymś podobnym do mokrej ziemi.
- Niall - powiedział i wyciągnął dłoń.
O nie koleś, tak się nie bawimy. Łaski bez.
Spojrzałam na dłoń, potem na niego i prychnęłam odwracając wzrok. Kątem oka dostrzegłam, że chłopak uśmiecha się. Co w tym zabawnego?
Prze parę długich minut siedzieliśmy w całkowitej ciszy.
Zabrzmiał dzwonek. Przez te jego podchody zmarnowaliśmy całą lekcje. a ja nic nie mam napisane. Świetnie, kolejna jedynka do kolekcji. Spakowałam torbę i przewiesiłam ja przez ramię odchodząc jak najdalej od tego palanta. Niestety daleko nie zaszłam, bo ktoś chwycił mnie za nadgarstek.
Odwróciłam się i zobaczyłam uśmiechniętego Nialla.
- Czego? - warknęłam.
- Oj nie gniewaj się, jeszcze zdążysz napisać wypracowanie. - powiedział i zanim zadałam sobie z tego sprawę, napisał mi swój numer na dłoni.
- Zadzwoń wieczorem - powiedział i puścił mi oczko.

Czy ja wyglądam na dziwkę?! Tego było za wiele!
- Spierdalaj. - powiedziałam i już chciałam cisnąć w niego jakąś cięta riposta, ale usłyszałam wołanie Jade. Rzuciłam Nialla'owi ostatnie pogardliwe spojrzenie i odwróciłam się na pięcie. Idąc do przyjaciółki czułam przewiercające spojrzenie chłopaka. Poczułam ulgę gdy zobaczyłam Jade.
- I co, kto Ci się trafił? - zaświergotała brunetka.
- Szkoda gadać, a tobie? - zapytałam kierując się z nią do szatni.
- Ech...taki jeden mulat, który nie raczył się nawet odezwać! - powiedziała wręcz oburzona
- Ale jednak dobra dupa - ściszyła głos do szeptu.
Po paru minutach wracałyśmy już ze szkoły roześmiane i prawie zapomniałam o tym incydencie na biologii.
- Ej, Jade odprowadzisz mnie do domu? - zajęczałam wpychając sobie kawałek chrupka do buzi.
- Eee...nie mogę muszę jeszcze pomóc cioci w pracy. - odpowiedziała.
- Okey..- przełknęłam kawałek jedzenia i pomachałam jej na pożegnanie. No to czeka mnie długa droga. Mieszkam 5 kilometrów od szkoły. Niedawno jeszcze jeździłam samochodem, ale musiałam go sprzedać, bo moja 'mama' miała długi i 'pożyczyła' ode mnie kasę, której już nigdy nie zobaczę. Włożyłam sobie słuchawki do uszu i ruszyłam. W połowie drogi poczułam na sobie czyjś intensywny wzrok. Odwróciłam się by zobaczyć kto mnie obserwuję, ale nikogo nie było. Przyśpieszyłam kroku, czując że ktoś nadal na mnie spogląda. Gdy zobaczyłam już mój dom, szubko pobiegłam.
Po wejściu do środka, od razu powitał mnie mój pies Percy ( czyt. Persi) Dog niemiecki.

Percy jest bardzo dużym psem, jest moim przyjaciele odkąd pamiętam. Pies zaszczekał wesoło i poleciał wgłąb domu. Zrobiłam sobie kakao, opatuliłam się szczelnie kocykiem i włączyłam jakieś kraskówki. 
~*~
Dobiła już godzina 17, więc wypadało by wziąć się za lekcje. Leniwie wstałam z kanapy i poczłapałam do kuchni, gdzie zawsze odrabiam pracę domową.
~*~

Wszystko już uzupełniłam, został mi tylko referat na biologię. Wzięłam czystą kartkę i zaczęłam pisać :
Niall, nowy uczeń. Palant. Debil, łajza. Pali papierosy, umrze na raka płuc. Oby szybko! Ma ładne niebieskie oczy.

Przebiegłam wzrokiem po kartce i przekreśliłam jedno zdanie.

Niall, nowy uczeń. Palant. Debil, łajza. Pali papierosy, umrze na raka płuc. Oby szybko! Ma ładne niebieskie oczy.

Po chwili zastanowienia zamazałam całkiem to ostatnie zdanie, aby nie można było tego odczytać.
Za takie wypracowanie dostanę co najwyżej jedynkę. Zdeterminowana zerknęłam na nadgarstek, na którym miałam wypisany numer chłopaka. Nie tylko nie to!

Może by tak zadzwonić do niego?

Na pewno będę tego żałować całe swoje życie, ale jednak muszę to zrobić. 
Biorę komórkę. Wpisuję numer...i czekam. 

______________________________________

Heeej! I co myślicie o pierwszym rozdziale? Starałam się jak najszybciej napisać rozdział..

Jeżeli przeczytałeś to skomentuj! 

wtorek, 11 marca 2014

Prorok

Vee - dziewczyna bez miłości, ciepła rodzinnego, z problemami z psychiką i 5 agresywnymi mężczyznami na karku.
Jade - dziewczyna wiecznie szczęśliwa. A może to tylko pozory?
Amy - dziewczyna, którą wszyscy uważają za chorą psychicznie i uważają że nikt nie powinien się do niej zbliżać.
Jedna historia. Pełna napięcia, namiętności i pożądania.
Niall - chłopak, który porzucił rodzinę, by teraz wieść życie, które jest bez zasad i ograniczeń.
Zayn - utracił wszystko i teraz chce się zabawić.
Harry - chłopak, w którym odrodziła się naiwna nadzieja
Liam - zraniony chce złagodzić ból ciągłymi imprezami i pomiataniem innymi.
Louis - chłopak, od którego odwrócili się wszyscy prócz 4 osób, które teraz dzielą z nim straszną tajemnicę.

Jedno wiem nie poddam się,
Galopem noc pokonać chcę.
Idźcie stąd zostawcie mnie,
Tam czeka dom a tu jest mi źle.
Do swoich wrócę stron,
Mam twardy kark nie złamią go.
Jestem zdrów zwyciężę znów,
Żadnej przegranej szkoda słów.
Nie wiecie co w moim sercu się kryje.
Chcę żyć i przeżyję.
Nigdy nie ulegnę nigdy nie ulegnę wam nie.
Kto nie dotrze do fal nie popłynie na ich grzbiecie.
A wy tak właśnie chcecie.
Nigdy nie ulegnę nigdy nie ulegnę wam nie.
Chcę wolnym być chcę żyć.
To stale dręczy mnie.
Dlaczego wszystko poszło źle?
Chcę już odejść stąd.
Nie jestem tam gdzie jest mój dom.
I jedno wiem nie poddam się.
Ze wszystkich sił próbować chcę.
Ni kroku wstecz to ważna rzecz.
Wy z drogi mej zabierajcie się precz.
Nie wiecie co w moim sercu się kryje.
Chcę żyć i przeżyję.
Nigdy nie ulegnę nigdy nie ulegnę wam nie.
Kto nie dotrze do fal nie popłynie na ich grzbiecie.
A wy tak właśnie chcecie.
Nigdy nie ulegnę nigdy nie ulegnę wam nie.
Chcę wolnym być chcę żyć.
Chcę żyć ...

Co połączy te różne osoby? Jaka będzie ich historia?
Chcesz wejść w tajemniczy świat istot, w które już dawno temu przestaliśmy wierzyć.
Zapraszam do przeczytania tego opowiadania.
____________________

I co myślicie? Wiem, prorok, jest strasznie nudny i denny, ale obiecuję, że rozdziały będą o wiele ciekawsze. :)