Coś tu śmierdzi
London, Anglia, Współcześnie
Jade
Gdy weszłam do sali biologicznej było mniej więcej 10 osób, z tego sami chłopcy. Usiadłam jak zwykle w ostatniej ławce i wyjęłam książki. Lubię przychodzić do klasy wcześniej, bo można sobie powtórzyć lekcje, albo w spokoju posiedzieć, z daleka od gwaru panującego na korytarzu. To była moja ostatnia lekcja. Vee zawsze na ostatniej - najdłuższej - przerwie miała 'terapie' u szkolnego psychologa, który uważa, że jak Vee będzie cały czas wspominała śmierć ojca to jej przejdzie. Dziwię się, że jeszcze go nie wywalili. Osobiście nic do niego nie mam, ale miesza w głowie Vee. A ja, jako jej najlepsza przyjaciółka muszę się o nią troszczyć itp. Rozmyślałam jeszcze tak parę minut, dopóki mojej uwagi nie przykuła pewna rzecz, a raczej ktoś. Chłopak z kręconymi włosami siedział w ostatniej ławce w pierwszym rzędzie. Przez pustą ławkę dokładnie go widziałam. Przyglądał mi się wywiercając we mnie dziurę. Szybko odwróciłam wzrok. Dziwne. Znam tu każdego. Może jakiś nowy? Ale w środku roku? Podejrzane...
Kątem oka dostrzegłam, że ktoś zmierza do mnie. Odwróciłam głowę i ujrzawszy Vee uśmiechnęłam się promiennie. Vee odwzajemniła uśmiech i przysiadła się. Już chciałam ją przywitać, gdy rozległ się dzwonek i do klasy wkroczył nauczyciel. Basso. Nienawidzę tego durnia. Uważa się za takie go specjalistę, że ,o popatrz masz nierówno postawione litery, jedynka. Gość nieźle działa mi na nerwy. Profesor zaczął swój wykład na temat 'rozmnażania' przy którym wszystkie tępe dzidy chichoczą i spoglądają dyskretnie na chłopaków przygryzając wargi. Zaraz zwymiotuję. Zero szacunku do siebie. Basso wziął do odpowiedzi
moją przyjaciółkę, która mogę się założyć, że nic nie wie.
- Nauka jest...wiedzą na jakiś temat. - odpowiedziała.
-Coś jeszcze? - zapytał się Basso.
Pochwyciłam spanikowane spojrzenie Vee. Nie dziwię się jej. Jej ocena semestralna z biologi waha się między 2 a 3.
-Nauka jest....dochodzeniem? - zapytała
- Otóż to. - Stary dureń zwrócił się do klasy
- Nauka jest jak najbardziej dochodzeniem. - rozejrzał się po klasie.
- Hmm....założę się, że bardzo dobrze znacie osoby ze swojej ławki? - powiedział bardziej do siebie,niż do nas.
Prychnęłam. Ja z Vee znamy się jak siostry, którymi formalnie jesteśmy. Co z tego, że się strasznie różnimy? Kocham ją. Nie wyobrażam sobie co by było, gdybym jej nie poznała. Pewnie byłabym teraz jakąś kujonką bojącą się odezwać, a co dopiero pójść na miasto. Taa...Vee stworzyła potwora.
-...wszyscy zamienią się miejscami. Przeprowadzicie dochodzenie i przyniesiecie mi referat o nowym koledze/koleżance z ławki. - Że jak? Ten facet, ma chyba nierówno pod sufitem! Chyba w drodze do szkoły coś/ktoś -nie zdziwiłabym się gdybym to była ja lunatykując- musiał mu mocno przyjebać.
- Co? Upadł pan na głowę? Nie może pan robić taki rzeczy! - krzyknęłam na jednym tchu.
- Oj, żebyś się jeszcze nie zdziwiła. A teraz...ten rząd od strony okna, lewa połowa przesiada się do ostatniego rzędu i....- Szczęka mi opadła. Jestem pewna, że wyglądam teraz jak wściekły orangutan, ale co się dziwić. Spakowałam swoje książki do plecaka, rzuciłam przepraszające spojrzenie Vee i ruszyłam do wyznaczonej ławki. Co za ironia, akurat będę siedziała z tym nienormalnym pseudo obserwatorem mopem. Gorzej już być nie mogło.
- Macie czas do jutra, aby napisać wypracowanie. Radziłbym wam się za to zabrać teraz! - oznajmił nauczyciel
A, nie, czekaj, jednak mogło.
- Jade - podałam rękę pudelku.
Aha. Ok. Aha. Oczywiście.
Bądź macho, graj niedostępnego, nie poddaj nikomu ręki, zignoruj.
Rzuciłam mu przenikliwe spojrzenie i jakimś sposobem wiedziałam, że ma na imię Harry Styles i dowiedziałam się co lubi robić. O Boże. A może to wampir, tak jak we Zmierzchu? Albo półbóg z Percy'ego Jacksona? A może jest jakimś deceptikonem? A może po prostu przeczytałam jego inicjały z naklejki na zaszycie i zobaczyłam rysunki przedstawiające znanych raperów? Tak, ta wersja brzmi najlepiej. Chłopak odgarnął włosy z twarzy ala modelka i spojrzał na mnie.
- Harry Styles - wychrypiał
Ah, tak? Nie koleś, tu się bawimy na moich zasadach.
- O Boże, ten Harry? - pisnęłam
- Słyszałaś o mnie? - jego głos pobrzmiewał dumą i...podnieceniem? Nie, ekscytacją.
- Nie. - powiedziałam bez entuzjazmu i odwróciłam wzrok. 1:1 .
- Co tak niemiła jesteś, misiaczku? - powiedział zachrypniętym głosem.
Prychnęłam.
- Misiaczka to sobie w dupę wsadź. - powiedziałam kończąc referat. Yeah, jestem bogiem, uświadom to sobie,sobie.
Chłopak chciał coś dodać, ale przerwał mu dzwonek. Jak oparzona wstałam z krzesła i szybkim krokiem wyszłam z sali. Po 5 minutach, dopadłam Vee, która gadała z jakimś blondynem.
- I co, kto Ci się trafił? - zapytałam entuzjastycznie.
- Szkoda gadać, a tobie? - odpowiedziała odwracają się ciągle do tyłu.
- Ech...taki jeden, który nie raczył się nawet odezwać! - powiedziałam oburzona
- Ale jednak dobra dupa - dodałam szeptem.
Po paru minutach wracałyśmy już ze szkoły szczęśliwe i beztroskie.
- Ej, Jade odprowadzisz mnie do domu? - zajęczała Vee
- Eee...nie mogę muszę jeszcze pomóc cioci w pracy. - odpowiedziałam.
- Okey..- powiedziała smętnie i pomachała mi na odchodne.
Do domu miałam niedaleko, jednak dziś idę do mojej cioci, pomóc jej w restauracji. Szybkim krokiem przeszłam przeszłam przez jezdnię i weszłam na chodnik.
~*~
Po niecałych 15 min. stałam już przed przeszklonymi drzwiami restauracji. Mocnym ruchem ręki pchnęłam je z głuchym łomotem i weszłam do środka. Od razu w moją twarz uderzył zapach pomidorów i pizzy.
Kocham to miejsce. Zza blatu wyłoniła się niewielka kobieta i uścisnęła mnie na powitanie.
- No, nareszcie. Mamy straszny ruch, leć szybko załóż fartuch i zbieraj zamówienia. - powiedziała z mocnym włoskim akcentem.
- Też cię kocham ciociu. - zaśmiałam się i poczłapałam na zaplecze odłożyć plecak i przebrać się. Po chwili weszłam na salę w nowym fartuszku moim imieniem na plakietce. Szybko uporałam się z zamówieniami i już chciałam zrobić sobie 5 minutową przerwę, gdy usłyszałam głuchy łomot otwieranych drzwi.
może jeszcze jedną osobę obsłużę?
Z firmowym uśmiechem odwróciłam się w stronę drzwi i ku swojemu zaskoczeniu ujrzałam tam 5 chłopców, a wśród nich był mop z biologii. Tylko jego mi tu brakowało. Szybko ruszyłam w stronę baru, tak aby mnie nie zauważył i już chciałam przejść na zaplecze, gdy zatrzymała mnie ciocia.
- Eh, słonko, mogłabyś obsłużyć tych 5 chłopców? roszę cię skarbie, tylko oni i możesz już iść. - powiedziała zapracowana kobieta.
Chciałabym powiedzieć Ok, aha, oczywiście, już idę, ale nie mogę. Nie wydusiłam z siebie ani jednego słowa, tylko skinęłam głową i skierowałam się do stolika w koncie.
- Co podać? - zapytałam obojętnym tonem spoglądając w kartkę. Lokaty spojrzał w menu.
- Hm...Dla Nialla Spaghetti i...- teraz Harry spojrzał na mnie i uśmiechnął się chytrze.
- O Jade, ty tu pracujesz? - zapytał.
- Nie, podlewam kwiatki, nie widzisz? - syknęłam a mój głos przeciekał sarkazmem.
- Dobra, nie ważne, coś jeszcze? - zapytałam rysując bazgroły na kartce z notesu.
- Pizze, skarbię - puścił mi oczko. Ja zanotowałam i jak najszybciej oddaliłam się od tego lęgowiska.
Zabijcie to zanim złoży jaja.
Podałam zamówienie kucharzowi, przebrałam się i chwyciłam plecak. Po drodze do wyjścia pożegnałam się z ciocią Helen i wyszłam. Od razu uderzyło we mnie zimne powietrze. Zaczynało się już ściemniać, a ja mam do domu 2 km. Tak strasznie nie chce mi się iść. Kątem oka zauważyłam przystanek autobusowy.
Nie, nie, N I E .
Skierowałam się w jego stronę i zapytałam się jakiejś babci o której będzie najbliższy autobus. Za 10 min. Nic mi się nie stanie, jak poczekam chwilkę. Przysiadłam sobie na ławeczce i czekałam.
~*~
Autobus przyjechał 15 min. później. Przepuściłam staruszkę i wczołgałam się za nią do wejścia. Gdy już usadowiłam się na środku wyciągnęłam słuchawki i wsunęłam je do uszu.
Po paru minutach jazdy poczułam na sobie czyiś intensywny wzrok. Odruchowo odwróciłam się do tyłu i nikogo nie ujrzałam. Nagle strasznie zaczęła mnie boleć głowa. To był ból nie do wytrzymania. Po chwili poczułam mocne szarpnięcie. Autobus wpadł w poślizg. Wszyscy krzyczeli. Coś wielkiego spadło na moją głowę i poczułam jak wypadam z siedzenia. Zaczęłam krzyczeć.
Ktoś mną szarpną. Ocknęłam się z wielkim bólem głowy. Leżałam na fotelu w autobusie, jadąc do domu. Ale przecież był wypadek. C O S I Ę T U T A J W Y P R A W I A ?!
- Co się stało? zapytałam łapiąc się za obolałą głowę.
- Zaczęła pani krzyczeć i się szarpać. Choruje pani na padaczkę? - odparł jakiś brunet, podejrzliwie mi się przyglądając.
- Co..? O tak. Choruję na ciężki przypadek padaczki.. - powiedziałam, żeby nie wyjść na jeszcze większą idiotkę. Wiem, że to niemiłe naśmiewać się z ludzi mających to schorzenie, no ale tak jakoś wyszło...
Ale, nadal nie rozumiem co tutaj przed chwilą zaszło...
Może to był tylko dziwny sen?
Może to tylko moja wyobraźnia?
Może to tylko przewidzenia?
Może to tylko koszmar?
Coś czuje, że jednak się mylę...
___________________
Co myślicie miśki? Już 2 rozdział, chyba nie jest źle?
Błagam komentujcie <33
To dla mnie ważne.. ;x
Kątem oka dostrzegłam, że ktoś zmierza do mnie. Odwróciłam głowę i ujrzawszy Vee uśmiechnęłam się promiennie. Vee odwzajemniła uśmiech i przysiadła się. Już chciałam ją przywitać, gdy rozległ się dzwonek i do klasy wkroczył nauczyciel. Basso. Nienawidzę tego durnia. Uważa się za takie go specjalistę, że ,o popatrz masz nierówno postawione litery, jedynka. Gość nieźle działa mi na nerwy. Profesor zaczął swój wykład na temat 'rozmnażania' przy którym wszystkie tępe dzidy chichoczą i spoglądają dyskretnie na chłopaków przygryzając wargi. Zaraz zwymiotuję. Zero szacunku do siebie. Basso wziął do odpowiedzi
moją przyjaciółkę, która mogę się założyć, że nic nie wie.
- Nauka jest...wiedzą na jakiś temat. - odpowiedziała.
-Coś jeszcze? - zapytał się Basso.
Pochwyciłam spanikowane spojrzenie Vee. Nie dziwię się jej. Jej ocena semestralna z biologi waha się między 2 a 3.
-Nauka jest....dochodzeniem? - zapytała
- Otóż to. - Stary dureń zwrócił się do klasy
- Nauka jest jak najbardziej dochodzeniem. - rozejrzał się po klasie.
- Hmm....założę się, że bardzo dobrze znacie osoby ze swojej ławki? - powiedział bardziej do siebie,niż do nas.
Prychnęłam. Ja z Vee znamy się jak siostry, którymi formalnie jesteśmy. Co z tego, że się strasznie różnimy? Kocham ją. Nie wyobrażam sobie co by było, gdybym jej nie poznała. Pewnie byłabym teraz jakąś kujonką bojącą się odezwać, a co dopiero pójść na miasto. Taa...Vee stworzyła potwora.
-...wszyscy zamienią się miejscami. Przeprowadzicie dochodzenie i przyniesiecie mi referat o nowym koledze/koleżance z ławki. - Że jak? Ten facet, ma chyba nierówno pod sufitem! Chyba w drodze do szkoły coś/ktoś -nie zdziwiłabym się gdybym to była ja lunatykując- musiał mu mocno przyjebać.
- Co? Upadł pan na głowę? Nie może pan robić taki rzeczy! - krzyknęłam na jednym tchu.
- Oj, żebyś się jeszcze nie zdziwiła. A teraz...ten rząd od strony okna, lewa połowa przesiada się do ostatniego rzędu i....- Szczęka mi opadła. Jestem pewna, że wyglądam teraz jak wściekły orangutan, ale co się dziwić. Spakowałam swoje książki do plecaka, rzuciłam przepraszające spojrzenie Vee i ruszyłam do wyznaczonej ławki. Co za ironia, akurat będę siedziała z tym nienormalnym pseudo obserwatorem mopem. Gorzej już być nie mogło.
- Macie czas do jutra, aby napisać wypracowanie. Radziłbym wam się za to zabrać teraz! - oznajmił nauczyciel
A, nie, czekaj, jednak mogło.
- Jade - podałam rękę pudelku.
Aha. Ok. Aha. Oczywiście.
Bądź macho, graj niedostępnego, nie poddaj nikomu ręki, zignoruj.
Rzuciłam mu przenikliwe spojrzenie i jakimś sposobem wiedziałam, że ma na imię Harry Styles i dowiedziałam się co lubi robić. O Boże. A może to wampir, tak jak we Zmierzchu? Albo półbóg z Percy'ego Jacksona? A może jest jakimś deceptikonem? A może po prostu przeczytałam jego inicjały z naklejki na zaszycie i zobaczyłam rysunki przedstawiające znanych raperów? Tak, ta wersja brzmi najlepiej. Chłopak odgarnął włosy z twarzy ala modelka i spojrzał na mnie.
- Harry Styles - wychrypiał
Ah, tak? Nie koleś, tu się bawimy na moich zasadach.
- O Boże, ten Harry? - pisnęłam
- Słyszałaś o mnie? - jego głos pobrzmiewał dumą i...podnieceniem? Nie, ekscytacją.
- Nie. - powiedziałam bez entuzjazmu i odwróciłam wzrok. 1:1 .
- Co tak niemiła jesteś, misiaczku? - powiedział zachrypniętym głosem.
Prychnęłam.
- Misiaczka to sobie w dupę wsadź. - powiedziałam kończąc referat. Yeah, jestem bogiem, uświadom to sobie,sobie.
Chłopak chciał coś dodać, ale przerwał mu dzwonek. Jak oparzona wstałam z krzesła i szybkim krokiem wyszłam z sali. Po 5 minutach, dopadłam Vee, która gadała z jakimś blondynem.
- I co, kto Ci się trafił? - zapytałam entuzjastycznie.
- Szkoda gadać, a tobie? - odpowiedziała odwracają się ciągle do tyłu.
- Ech...taki jeden, który nie raczył się nawet odezwać! - powiedziałam oburzona
- Ale jednak dobra dupa - dodałam szeptem.
Po paru minutach wracałyśmy już ze szkoły szczęśliwe i beztroskie.
- Ej, Jade odprowadzisz mnie do domu? - zajęczała Vee
- Eee...nie mogę muszę jeszcze pomóc cioci w pracy. - odpowiedziałam.
- Okey..- powiedziała smętnie i pomachała mi na odchodne.
Do domu miałam niedaleko, jednak dziś idę do mojej cioci, pomóc jej w restauracji. Szybkim krokiem przeszłam przeszłam przez jezdnię i weszłam na chodnik.
~*~
Po niecałych 15 min. stałam już przed przeszklonymi drzwiami restauracji. Mocnym ruchem ręki pchnęłam je z głuchym łomotem i weszłam do środka. Od razu w moją twarz uderzył zapach pomidorów i pizzy.
Kocham to miejsce. Zza blatu wyłoniła się niewielka kobieta i uścisnęła mnie na powitanie.
- No, nareszcie. Mamy straszny ruch, leć szybko załóż fartuch i zbieraj zamówienia. - powiedziała z mocnym włoskim akcentem.
- Też cię kocham ciociu. - zaśmiałam się i poczłapałam na zaplecze odłożyć plecak i przebrać się. Po chwili weszłam na salę w nowym fartuszku moim imieniem na plakietce. Szybko uporałam się z zamówieniami i już chciałam zrobić sobie 5 minutową przerwę, gdy usłyszałam głuchy łomot otwieranych drzwi.
może jeszcze jedną osobę obsłużę?
Z firmowym uśmiechem odwróciłam się w stronę drzwi i ku swojemu zaskoczeniu ujrzałam tam 5 chłopców, a wśród nich był mop z biologii. Tylko jego mi tu brakowało. Szybko ruszyłam w stronę baru, tak aby mnie nie zauważył i już chciałam przejść na zaplecze, gdy zatrzymała mnie ciocia.
- Eh, słonko, mogłabyś obsłużyć tych 5 chłopców? roszę cię skarbie, tylko oni i możesz już iść. - powiedziała zapracowana kobieta.
Chciałabym powiedzieć Ok, aha, oczywiście, już idę, ale nie mogę. Nie wydusiłam z siebie ani jednego słowa, tylko skinęłam głową i skierowałam się do stolika w koncie.
- Co podać? - zapytałam obojętnym tonem spoglądając w kartkę. Lokaty spojrzał w menu.
- Hm...Dla Nialla Spaghetti i...- teraz Harry spojrzał na mnie i uśmiechnął się chytrze.
- O Jade, ty tu pracujesz? - zapytał.
- Nie, podlewam kwiatki, nie widzisz? - syknęłam a mój głos przeciekał sarkazmem.
- Dobra, nie ważne, coś jeszcze? - zapytałam rysując bazgroły na kartce z notesu.
- Pizze, skarbię - puścił mi oczko. Ja zanotowałam i jak najszybciej oddaliłam się od tego lęgowiska.
Zabijcie to zanim złoży jaja.
Podałam zamówienie kucharzowi, przebrałam się i chwyciłam plecak. Po drodze do wyjścia pożegnałam się z ciocią Helen i wyszłam. Od razu uderzyło we mnie zimne powietrze. Zaczynało się już ściemniać, a ja mam do domu 2 km. Tak strasznie nie chce mi się iść. Kątem oka zauważyłam przystanek autobusowy.
Nie, nie, N I E .
Skierowałam się w jego stronę i zapytałam się jakiejś babci o której będzie najbliższy autobus. Za 10 min. Nic mi się nie stanie, jak poczekam chwilkę. Przysiadłam sobie na ławeczce i czekałam.
~*~
Autobus przyjechał 15 min. później. Przepuściłam staruszkę i wczołgałam się za nią do wejścia. Gdy już usadowiłam się na środku wyciągnęłam słuchawki i wsunęłam je do uszu.
Po paru minutach jazdy poczułam na sobie czyiś intensywny wzrok. Odruchowo odwróciłam się do tyłu i nikogo nie ujrzałam. Nagle strasznie zaczęła mnie boleć głowa. To był ból nie do wytrzymania. Po chwili poczułam mocne szarpnięcie. Autobus wpadł w poślizg. Wszyscy krzyczeli. Coś wielkiego spadło na moją głowę i poczułam jak wypadam z siedzenia. Zaczęłam krzyczeć.
Ktoś mną szarpną. Ocknęłam się z wielkim bólem głowy. Leżałam na fotelu w autobusie, jadąc do domu. Ale przecież był wypadek. C O S I Ę T U T A J W Y P R A W I A ?!
- Co się stało? zapytałam łapiąc się za obolałą głowę.
- Zaczęła pani krzyczeć i się szarpać. Choruje pani na padaczkę? - odparł jakiś brunet, podejrzliwie mi się przyglądając.
- Co..? O tak. Choruję na ciężki przypadek padaczki.. - powiedziałam, żeby nie wyjść na jeszcze większą idiotkę. Wiem, że to niemiłe naśmiewać się z ludzi mających to schorzenie, no ale tak jakoś wyszło...
Ale, nadal nie rozumiem co tutaj przed chwilą zaszło...
Może to był tylko dziwny sen?
Może to tylko moja wyobraźnia?
Może to tylko przewidzenia?
Może to tylko koszmar?
Coś czuje, że jednak się mylę...
___________________
Co myślicie miśki? Już 2 rozdział, chyba nie jest źle?
Błagam komentujcie <33
To dla mnie ważne.. ;x
Wasza Nie ogarnięta